poniedziałek, 20 października 2014

System dezinformacji pasażera

Jest we Wrocławiu takie udogodnienie, które polega na tym, że na części przystanków zainstalowane są elektroniczne tablice, które mają pokazywać, kiedy przyjadą najbliższe tramwaje. Udogodnienie z założenia, bo niejednokrotnie tablica wprowadza w błąd.

Np. czekam na tramwaj, a na tablicy wyświetla się: "na peronie". Innym razem czekam sobie na przystanku i widzę, że mój tramwaj pojedzie o 20:38. Jest 20:31. Siedem minut, więc czekam, bo per pedes się już nie opłaci. No i czekam. 20:33. Czekam. 20:36. Czekam. 20:38. Czekam. Patrzę na tablicę, a tam już info, że najbliższy pojedzie jednak o  20:54. Jednak idę, bo nie wiadomo, czy następny pojedzie. Podobnych przypadków niejedna osoba opisze kilka.

Tablice elektroniczne mają taki bajer, że w ich dolnej części można wyświetlić komunikat. Na przykład podczas niedawnych mistrzostw świata w siatkówce, wyświetlano po polsku i angielsku informację, jakim tramwajem można dojechać do miejsca rozgrywek. Najczęściej jednak pojawiają się tutaj informacje o awariach. Najczęściej, lecz niestety nie zawsze.

Dziś rano, ja i kilkunastu podobnie mi naiwnie wierzących w możliwość punktualnego dotarcia do pracy dzięki miejskiej komunikacji, staliśmy 20 minut na przystanku zastanawiając się, dlaczego żaden tramwaj nie jedzie, mimo, że średnio co 6 minut coś jechać powinno. Na tablicy pojawiały się informacje o kolejnych tramwajach i... znikały. A tramwaje nie jechały.

Co prawda można było pójść na następny przystanek i kombinować transport innymi tramwajami, by jakoś dotrzeć, ale do przystanku jest kawałeczek, a spory dyskomfort czuję każdorazowo, gdy w podobnej sytuacji w końcu mija mnie mój tramwaj i odjeżdża w siną dal. Beze mnie. W końcu ja i moi "współstacze" (niedoszli współpodróżni) stwierdziliśmy, że pójść jednak trzeba. Po drodze postanowiłem jednak zadzwonić do numer podany na przystanku i dowiedzieć się, co się dzieje i czy cokolwiek pojedzie.

Po wysłuchaniu pani z taśmy i odczekaniu kolejnych kilkudziesięciu sekund odezwała się żywa pani, która od razu poinformowała mnie, że kilka ulic wcześniej jest zanik napięcia. Na pytanie, dlaczego takiej informacji nie ma na tablicach, a ludzie kwitną na przystankach ponad 20 minut otrzymałem odpowiedź, iż liczono, że awarię uda się szybko usunąć. Co oznacza "szybko" i czy oznacza to samo dla ekipy od naprawy, co dla osób śpieszących rano do pracy, szkoły, lekarza? Wątpię.

A wystarczyłoby, żeby po stwierdzeniu awarii niezwłocznie wysłać komunikat, iż trwa jej usuwanie i nic nie jedzie. Ale po co?

Ponadto, skoro wiadomo, że nic nie jedzie, nie powinny pojawiać się informacje o godzinie przyjazdu tramwaju na przystanek. Skoro jest info, że tramwaj będzie za chwilę i nie ma informacji o awarii to znaczy, że warto czekać. Kiedyś po 10 minutach ludzie poszliby piechotą, skoro nic długo nie jedzie. Dziś czekają dzięki dezinformacji z elektronicznej tablicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz