czwartek, 30 października 2014

Otwierają Biedronkę w wersji delux. Serio!

Na początku myślałem, że to tylko żart albo jakaś taka marketingowa zagrywka, żeby zwrócić uwagę ludzi i przykryć dyskusję nt. estetyki budynku i tego, że wygląda jakby pijany dźwigowy krzywo kontenery jeden na drugim poukładał.

Dziś słowo stało się ciałem.. Prestiż budynku Silver Tower Center (nazwy nie skomentuję) i hotelu "Czary Mary" sieci Ibis wzrósł - otworzyli w nim Biedronkę.

Budynek Silver Tower Center we Wrocławiu



środa, 29 października 2014

Sezon grzewczy rozpoczęty, czyli zgłębianie tematu ogrzewania i termostatów.

Gdy odbierałem klucze od mieszkania, przedstawiciel dewelopera wręczył mi również termostaty do kaloryferów. Na zewnątrz był upał, więc o ogrzewaniu mieszkania nie myślałem. Termostaty wrzuciłem do szafy.

Dziś mamy koniec października a temperatur na zewnątrz od kilku dni są jesienne. Po południu robi się już chłodno, a nad ranem wręcz bardzo zimno, co jest już odczuwalne w mieszkaniu. Parę dni bez ogrzewania wytrzymałem, ale przyszedł wreszcie czas, by zacząć się dogrzewać. 

Tu powinienem wspomnieć o kilkunastodniowej batalii z administracją, która uparcie twierdziła, że grzeje, gdy u mnie kaloryfery były zimne, ale to temat na innego posta. W każdym razie po mojej sugestii, gdzie może być problem (jeden z zaworów na korytarzu), spec od instalacji usterkę usunął i kaloryfery zaczęły grzać.

Pojawił się jednak kolejny problem. Okazało się bowiem, że na termostatach firmy Herz, które otrzymałem od dewelopera, nie ma pozycji "0" (zero) i możliwości zupełnego zakręcenia zaworu albo przynajmniej do tych 6-8 stopni Celsjusza, co jest minimum zabezpieczającym przed zamarzaniem. Jest za to pozycja "min.", co - jak wyczytałem na stronie producenta - oznacza temperaturę około 16 stopni. 

Termostat mechaniczny Herz


Niby niedużo, ale nie chciałbym ogrzewać pokoju, w którym przebywam (póki co) tylko parę minut dziennie. Tym bardziej nie chciałbym ogrzewać mieszkania w ciągu dnia, gdy mnie w nim nie ma, czy np. podczas weekendowego wyjazdu. Postanowiłem zatem kupić nowe termostaty z większym zakresem regulacji, a przede wszystkim z możliwością ustawienia temperatury niewiele powyżej 0. 

O termostatach wiem niewiele. Jeśli chodzi o marki, kojarzę, że jest wspomniany Herz, znany powszechnie Danfoss i Heimeier, którego kojarzę z domu rodzinnego. Wiedziałem, że pojadę do Castoramy i kupię produkt którejś z tych firm. Nim jednak dotarłem do Castoramy, na stronie Lidla zobaczyłem, że w tym tygodniu w sprzedaży będą termostaty elektroniczne z możliwością programowania firmy SilverCrest


Oferta Lidla: Termostat z możliwością programowania


Możliwość programowania? Oszczędności w rachunkach za ogrzewanie? Hmm... Brzmi ciekawie. Nie wiedziałem, że w ogóle takie coś jest, a przecież wydaje się, że to takie oczywiste. 

W moim rodzinnym domu centralne ogrzewanie sterowane było przez ogólny centralny programator, w którym ustalało się temperaturę na dzień i na noc oraz przedziały czasowe dla tych temperatur. I tak o godzinie 6, przed pobudką włączał się piec  i grzał do osiągnięcia 21 stopni. Od godziny 8, gdy wszyscy opuścili już dom, utrzymywana była temperatura 18 stopni. Potem od 16, a więc na chwilę przed powrotami ze szkoły i z pracy, aż do godziny 23 znów było 21 stopni, by następnie temperatura spadła do 18 stopni, gdy wszyscy śpią.

Skoro podobną funkcjonalność miał mi zapewnić termostat z programatorem, postanowiłem go zakupić i wypróbować. Wrażeniami podzielę się wkrótce.

środa, 22 października 2014

Cichy młynek, czyli opinie na temat zakupów

W ostatnich miesiącach zrobiłem chyba więcej zakupów przez internet niż w całym wcześniejszym życiu. Większość z tegorocznych zakupów to elementy instalacji sanitarnej w mieszkaniu, wyposażenie łazienki, kuchni, sprzęt AGD. Ale były i książki, i parę innych drobiazgów. Na szczęście - poza jednym przypadkiem, gdzie zlew pojechał kilkaset kilometrów za daleko - wszystkie zakupy odbyły się bez problemów.

W przypadku większości zakupów, miały one miejsce w sklepach, które liczą się z opinią klientów i po transakcji zachęcają kupujących do podzielenia się opinią, jak np. Zaufane Opinie Ceneo.pl. 




Opinie, jak wszyscy wiemy, są różne. Jedni piszą nt. samego sklepu, inni rozpisują się o wadach i zaletach zakupionego produktu. Jeszcze inni wylewają żale na Pocztę Polską czy kuriera, który nie zadzwonił albo zawinił w inny sposób. Cóż, skoro można podzielić się opinią, to się dzielą. I dobrze, bo choć trzeba brać na nie pewną poprawkę, to można znaleźć w nich cenne uwagi, wskazówki, informacje, które przeoczył w opisie sklep lub sam producent. 

Niestety, system zachęcania do napisania opinii jest niedoskonały i czasem dość nachalnie potrafi spamować klienta zachętami do dzielenia się spostrzeżeniami. I mamy potem takie kwiatki jaki opinia nt. baterii łazienkowej w jednym ze sklepów, w której klient pisze coś w stylu: 
"Chyba fajna, ale od dwóch tygodni leży w pudełku i czeka na montaż. Na zdjęciu wygląda ładnie."
Przyznacie, niezbyt przydatna.

Niedawno znajoma poprosiła mnie o znalezienia jakiegoś fajnego młynka do kawy. Zajrzałem tu i ówdzie, a przede wszystkim na stronę RTV Euro AGD, bo ceny miewają dobre, a i komentarzy i opinii bywa sporo. Postawiłem na nieco wyższą półkę, gdzie w oko wpadł mi młynek DeLonghi.

Wchodzę więc w zakładkę z opiniami, czytam i w końcu trafiam na przypadek podobny do wspomnianego wyżej. Klient kupił młynek, więc po kilku dniach zapewne dostał maila z zaproszeniem do podzielenia się swoimi wrażeniami. No to się podzielił. ;)

Ja dostałem młynek w wersji cichej. Entuzjazm niestety opadł kiedy okazało się że jest cichy bo nie działa - reklamacja jest rozpatrywana, póki co, 3 tygodnie i zdecydowanie zaczyna mnie to wk...irytować. W tym czasie dostałem już dwa maile z prośbą o wyrażenie opinii więc wyrażam - młynek jest bardzo cichy, ładnie wygląda - można go postawić w pokoju telewizyjnym lub łazience a nawet zawiesić na choince na święta i nadal będzie się pięknie prezentował. Zimą można go używać do curlingu. Niektóre wersje może nawet mielą kawę !




poniedziałek, 20 października 2014

System dezinformacji pasażera

Jest we Wrocławiu takie udogodnienie, które polega na tym, że na części przystanków zainstalowane są elektroniczne tablice, które mają pokazywać, kiedy przyjadą najbliższe tramwaje. Udogodnienie z założenia, bo niejednokrotnie tablica wprowadza w błąd.

Np. czekam na tramwaj, a na tablicy wyświetla się: "na peronie". Innym razem czekam sobie na przystanku i widzę, że mój tramwaj pojedzie o 20:38. Jest 20:31. Siedem minut, więc czekam, bo per pedes się już nie opłaci. No i czekam. 20:33. Czekam. 20:36. Czekam. 20:38. Czekam. Patrzę na tablicę, a tam już info, że najbliższy pojedzie jednak o  20:54. Jednak idę, bo nie wiadomo, czy następny pojedzie. Podobnych przypadków niejedna osoba opisze kilka.

Tablice elektroniczne mają taki bajer, że w ich dolnej części można wyświetlić komunikat. Na przykład podczas niedawnych mistrzostw świata w siatkówce, wyświetlano po polsku i angielsku informację, jakim tramwajem można dojechać do miejsca rozgrywek. Najczęściej jednak pojawiają się tutaj informacje o awariach. Najczęściej, lecz niestety nie zawsze.

Dziś rano, ja i kilkunastu podobnie mi naiwnie wierzących w możliwość punktualnego dotarcia do pracy dzięki miejskiej komunikacji, staliśmy 20 minut na przystanku zastanawiając się, dlaczego żaden tramwaj nie jedzie, mimo, że średnio co 6 minut coś jechać powinno. Na tablicy pojawiały się informacje o kolejnych tramwajach i... znikały. A tramwaje nie jechały.

Co prawda można było pójść na następny przystanek i kombinować transport innymi tramwajami, by jakoś dotrzeć, ale do przystanku jest kawałeczek, a spory dyskomfort czuję każdorazowo, gdy w podobnej sytuacji w końcu mija mnie mój tramwaj i odjeżdża w siną dal. Beze mnie. W końcu ja i moi "współstacze" (niedoszli współpodróżni) stwierdziliśmy, że pójść jednak trzeba. Po drodze postanowiłem jednak zadzwonić do numer podany na przystanku i dowiedzieć się, co się dzieje i czy cokolwiek pojedzie.

Po wysłuchaniu pani z taśmy i odczekaniu kolejnych kilkudziesięciu sekund odezwała się żywa pani, która od razu poinformowała mnie, że kilka ulic wcześniej jest zanik napięcia. Na pytanie, dlaczego takiej informacji nie ma na tablicach, a ludzie kwitną na przystankach ponad 20 minut otrzymałem odpowiedź, iż liczono, że awarię uda się szybko usunąć. Co oznacza "szybko" i czy oznacza to samo dla ekipy od naprawy, co dla osób śpieszących rano do pracy, szkoły, lekarza? Wątpię.

A wystarczyłoby, żeby po stwierdzeniu awarii niezwłocznie wysłać komunikat, iż trwa jej usuwanie i nic nie jedzie. Ale po co?

Ponadto, skoro wiadomo, że nic nie jedzie, nie powinny pojawiać się informacje o godzinie przyjazdu tramwaju na przystanek. Skoro jest info, że tramwaj będzie za chwilę i nie ma informacji o awarii to znaczy, że warto czekać. Kiedyś po 10 minutach ludzie poszliby piechotą, skoro nic długo nie jedzie. Dziś czekają dzięki dezinformacji z elektronicznej tablicy.

sobota, 18 października 2014

Wrocław stracił 313 mln zł? NIK masakruje za stadion

Wrocław miał stracić 313 milionów złotych przez Stadion Miejski, który nie chce przynosić dochodu. Zarządzający starają się jak mogą za psie pieniądze, a NIK wykazuje brak zrozumienia i zwykłą złośliwość.

Ciekawe czy ktokolwiek odpowie za to. Wybory wkrótce.

piątek, 17 października 2014

Tej nie spalą

Niedawno na gazeta.pl pokazywali fotki tęczy przerzuconej nad miastem. Co będę gorszy? ;)

Blogowanie per e-mail

W dobrych systemach blogerskich dobre jest to, że nie zawsze trzeba
się zalogować do panelu administratora, żeby dodać notkę. Zwłaszcza,
że nie zawsze na smartfonie wyświetla się on prawidłowo, tym bardziej
jeśli to smartfon z systemem innym niż Android.

Gdy jeszcze blogowałem na Operze, wprowadzono taki bajer, że można
było wysłać notkę wysyłając MMSa z telefonu. Żeby było ciekawiej, tego
MMSa wysyłało się na... indywidualny adres e-mail przypisany do bloga.
Internet w komórce mięli wtedy nielicznie, a smartfony chyba jeszcze
były we wczesnych stadiach projektowania.

czwartek, 16 października 2014

Pierwsza notka, żeby tradycji zadość się stało

Cześć. :)

Tak się jakoś utarło, że w pierwszym poście na blogu pisze się o… pierwszym poście na blogu. Oryginalny więc nie będę. Mam nadzieję, że na pierwszym wpisie się nie skończy i będę miał zapał i możliwość regularnego dzielenia się tym, co mi w głowie siedzi.

Od dłuższego czasu chodził za mną blog, a przede wszystkim potrzeba pisania. Mój pierwszy blog, który tworzony był w serwisie społeczności przeglądarki Opera dawno temu przestał być aktualizowany, a parę miesięcy temu przestał istnieć zupełnie, gdyż Opera ze świadczenia tej usługi zrezygnowała. Tymczasem potrzeba pisania pozostałą i coś trzeba było z nią wreszcie zrobić.

Dodatkowym bodźcem dla utworzenia bloga, był fakt, że wielokrotnie szukałem w sieci opinii na różne tematy (od mody, przez przepisy kulinarne i wybór AGD po znalezienie fachowca w jakiejś dziedzinie czy wybór materiałów budowlanych, a na porównaniu cen operatorów komórkowych czy telewizji kablowych kończąc) i nie znajdowałem opinii, czy spojrzenia na zagadnienia takiego, które by mi odpowiadało i wyczerpywało temat. Pomyślałem zatem, że skoro mam też swoje zdanie w jakimś temacie, to się podzielę. A nuż komuś się przyda, pomoże podjąć decyzję. Jednak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie „jak żyć?” tutaj nie znajdziecie.

Blog będzie raczej niewyspecjalizowany (czasem mam wrażenie, ze takie są blogi tzw. lifestyle’owe, czy jak kto woli: lajfstajlowe). Nie skupię się zatem na jednej konkretnej tematyce. Może wspomnę coś o komórkach, ale nie w takim zakresie jak np. na jestem.mobi. Nie będę rzucał wulgatami i liczył na kontrowersje, jak robił to swego czasu Kominek (choć akurat podobnie, jak kiedyś Kominek o dr. Oetkerze, miałem niegdyś ochotę napisać o Gellwe, które na pewien czas obrzydziło mi kisiel. Na szczęście już się poprawili a ja kisiel zjadam ze smakiem). Być może wspomnę coś o pieniądzach, ale najpewniej nie tak szeroko, jak pisze o nich np. Michał w jakoszczedzacpieniadze.pl


Jeśli Wam się spodoba, dajcie znać. Jeśli nie, dajcie znać również. Wulgaryzmy, obrażanie i złośliwości zatrzymajcie dla siebie. Wyładowujcie się chodząc po górach, odkurzając dywan albo pójdźcie na  jakąś psychoterapię, jeśli poczujecie, że problem jest poważniejszy. Tutaj proszę o kulturę, dyskusję merytoryczną, tolerancję dla poglądów innych ośób i poczucie humoru.